Wystawa Moja matka, moja córka swoją premierę miała 8 marca 2021 w BWA w Tarnowie, a 2 października w BWA w Krośnie. Kuratorki, Agnieszka Bartak-Lisikiewicz i Magdalena Ujma, o swoim projekcie mówią jako o przedsięwzięciu artystyczno-badawczym, które koncentruje się na relacji między matkami i córkami – zagadnieniu dotychczas pomijanym w refleksji naukowej oraz niedostatecznie zbadanym w obszarze sztuki. Złożoność owych relacji domaga się nie tylko ujawnienia, ale też uwolnienia od uproszczeń i schematów w jakich ujmuje je współczesna kultura.
Użyte przez kuratorki słowo „przedsięwzięcie” jest tym bardziej adekwatne do opisu projektu, gdy weźmie się pod uwagę jego formę i skalę. Połączyło ono kobiety z różnych pokoleń i środowisk artystycznych. W wystawie bezpośrednio wzięły udział 22 artystki: Bettina Bereś, Dorota Bernacka, Alicja Bielawska, Dominika Borek, Agnieszka Drwal-Dziurawiec, Zofia Dziurawiec, Pola Dwurnik, Teresa Gierzyńska, Aneta Grzeszykowska, Dorota Hadrian, Zuzanna Janin, Barbara Kasprzycka-Łosiak, Bogdana Ligęza-Drwal, Justyna Łuczaj-Salej, Cecylia Malik, Małgorzata Markiewicz, Barbara Porczyńska, Katarzyna Sobczuk, Teresa Starzec, Agula Swoboda, Klaudia Urbanek-Kękuś, Marta Wojciechowska, ale pośrednio, poprzez wizerunki i opowieści uczestniczek jest o wiele więcej. Przedsięwzięcie to nie jest skończonym konstruktem teoretyczno-artystycznym, w którym koncepcje kuratorek znajdują bezpośrednią ilustrację w eksponowanych pracach. Jest to raczej eksperyment, prezentowany w momencie jego trwania, którego forma pozostaje otwarta. W przypadku wystawy przestrzeń galerii jedynie ramuje główny obszar refleksji, ale go nie zawęża. Według kuratorek, potrzeba budowania wspólnoty doświadczeń poprzez rozmowę o macierzyństwie i córectwie wyprzedziła prace nad wystawą. AgnieszkaBartak-Lisikiewicz i Magdalena Ujma najpierw zaaranżowały sytuację wywiadu, aby kobiety mogły opowiedzieć historie rodzinnych relacji własnym głosem, zrekonstruować kobiece genealogie i przekazy oraz zmierzyć się z mocą ich wpływu na własne biografie. Dopiero później powstała koncepcja wystawy, która dodatkowo umożliwiłaby kobietom przejrzenie się w opowieściach innych artystek i dostarczyła potrzebnego wzmocnienia.
W czasie trwania wystaw poszczególne etapy powstawania prezentowanego projektu, wraz z całą złożonością treści i znaczeń, stały się dostępne widzom. Odbiorcy mogli obejrzeć efektowne aranżacje wykonanych w różnych mediach i technikach prac, mogli zgłębić się w indywidualny przekaz każdej z nich, a także poszerzyć wiedzę o kontekst ich powstania oglądając nagrania wywiadów z autorkami prac.
Słuchając wywiadów możemy usłyszeć artystki bardzo świadome swoich biografii, ale też kobiety pierwszy raz w życiu zastanawiające się nad żeńską linią własnej biografii i jej oddziaływaniem na życie własne i życie ich dzieci. Artystki te często nie znają teorii feministycznych i dyskursów sztuki kobiet. Pytane o matki opowiadają w liczbie mnogiej o rodzicach, podobnie, pytane o relacje z córką mówią ogólnie o dzieciach lub skupiają się na więzi z synem. Dopiero rozmowa z kuratorkami budzi refleksyjność w tym obszarze i wskazuje rozmówczyniom inną perspektywę patrzenia na relacje rodzinne. Ta inkluzywność, włączenie artystek o różnych biografiach, modelach uprawiania sztuki i poglądach, jest niewątpliwe zaletą projektu, poszerzającą refleksję o relacjach artystek.
W opowiadanych herstoriach pojawiają się matki pochłonięte wypełnianiem tradycyjnych ról, nieobecne i niewspierające, nierozumiejące wyborów córek, ale też takie, bez których bycie artystką nie byłoby możliwe, pełne poświęcenia i wiary w słuszność decyzji dziecka. Co ważne, opowieści wydobywają też performatywność figury matki i córki, które na przestrzeni lat dojrzewają do wzajemnych relacji, przechodzą metamorfozę (córki stają się też matkami, matki babciami), uczą się wzajemnego rozumienia. Zarejestrowane herstorie rozpisane są na wiele głosów – wspomnieniami dzielą się pojedyncze artystki, ale też rodziny: babki, matki i córki.
W wywiadach szczególnie mocno ujawniają się przemiany jakie dokonały się w ostatnich latach w sposobie myślenia artystek o macierzyństwie i sztuce. Pytania kuratorek oddają dotychczasowy stan wiedzy i przez to są często podszyte tezą o trudnościach, konfliktach w godzeniu ról, ograniczeniach wynikających z nowej sytuacji. Odpowiedzi na nie pokazują, że te utrwalone w powszechnej świadomości trudności godzenia bycia artystką i matką, nie oddają ich codziennych doświadczeń artystek. Chociaż często są one samotnymi mamami i zmagają się z brakiem wsparcia ze strony partnerów lub własnych matek, to nie przeszkadza im to postrzegać macierzyństwa jako atutu w porównaniu do sytuacji bezdzietnych koleżanek i kolegów. W niemal każdej rozmowie wybrzmiewa opowieść o nowej, głębszej wrażliwości patrzenia na rzeczywistość, która pojawiła się wraz z narodzinami dziecka, większej samodyscyplinie i efektywności, nowatorskich pomysłach, które wcześniej by nie zaistniały. Artystki nie podejmują już dyskusji ze społecznymi oczekiwaniami wobec matek, artystek i z wyznaczanymi im rolami, ale dzielą się refleksjami na temat modeli, jakie same stworzyły, uznając je za w pełni prawomocne.
Moja matka, moja córka to wystawa o kobietach, które nie tylko mają już (cytując Virginię Woolf) swój własny pokój, ale też są na tyle niezależne i silne, że zapraszają do niego członków rodziny, a nawet rezygnują z niego widząc większy potencjał twórczy w przestrzeni dzielonego z rodziną salonu. Są to kobiety, które porzucają też kuchnię. U Barbary Porczyńskiej kuchenne sprzęty poprzez malarską ingerencję zostają pozbawione swojej użytkowej funkcji, następnie przeniesione do galerii. U Barbary Kasprzyckie-Łosiak zakrętki od słoików służą za podobrazia dla malarskich imitacji preparatów biologicznych. W filmie Katarzyny Sobczuk to jej tata wciela się w rolę mieszczańskiej gospodyni – jest pochłonięty wyłącznie gotowaniem i planowaniem kolejności podawania posiłków, przy tym obojętny na dyskusję córki i wnuczki o wystawie.
Artystki również świetnie sobie radzą z funkcjonowaniem w typowym dla naszej współczesności permanentnym niedoczasie. Stając się matkami, podobnie jak większość pracujących zawodowo kobiet, doświadczają one trudności łączenia pracy z opieką nad dziećmi. Praca twórcza tym różni się od innych, że nie ma limitu czasowego, toczy się dwadzieścia cztery godziny na dobę, przez siedem dni w tygodniu. Codzienności artystek nie omijają procesy, które według socjologów dotykają współczesne rodziny. Wymuszona namiarem obowiązków wielozadaniowość matek, która w nieartystycznych domach przejawia się łączeniem zabawy z dzieckiem z pracami domowymi (według badań ojcowie poświęcają się w pełni zabawie), w domach artystek polega na zabawie w „tworzenie projektu” z mamą-artystką. W swoich wypowiedziach artystki pokazują, że uprawianie sztuki, z jednej strony absorbuje cały dostępny czas, z drugiej zaś, daje przywilej pracy w domu (np. dom jako źródło motywów do martwych natur i portretów Klaudii Urbanek Kękuś) , włączenia rodziny (np. praca Justyny Łuczaj-Salej, czy wideo Katarzyny Sobczuk), co może być jakąś formą maksymalizacji czasu spędzonego z dzieckiem. Ryzyko dla dziecka, jakie wiąże się z zatarciem granicy między codziennością i sztuką jest takie, że każda chwila spędzona z mamą może zostać włączona, wraz z wizerunkiem dziecka i intymnością sytuacji, relacji, do jej artystycznego portfolio.
Ciekawym wątkiem jaki pojawił się na wystawie są domy artystyczne, w których relacje domowników od pokoleń toczą się wokół sztuki. Przez dzieci tworzenie sztuki jest postrzegane jako normalność, a rzeczywistość na zewnątrz jawi się jako ta dziwna. Jest to zatem zupełnie inna wizja świata niż ta, jaką posiadają dzieci z nieartystycznych rodzin. W rozmowach wyraźnie rysują się dwa modele artystycznego domu. Pierwszy, w którym jedno z rodziców lub obydwoje poświęcają się sztuce, a dzieci dorastając w takiej atmosferze posiadają wolność samodecydowania o swoim dzieciństwie. I drugi, w którym dzieciom nie pozostawia się wyboru, od urodzenia czyniąc je częścią projektu artystycznego. Córki wówczas pozują matkom, współtworzą z nimi prace, są obsadzane w roli głównych bohaterek dzieł lub ich pierwszych krytyczek. Artystki czerpią z kreatywności i osobowości swoich dzieci, wykorzystują nie tylko ich wizerunek, ale i wrażliwość. Ten aspekt pracy artystek rodzi szczególnie wiele pytań. Przede wszystkim o prawo dziecka do prywatności, odrębności względem matki i do wyboru „nieartystycznego” dzieciństwa. Tym bardziej, że wiele córek staje się częścią projektu artystycznego jeszcze przed własnymi narodzinami, a świadomość współudziału pojawia się u dziecka gdy projekt trwa i trudno go przerwać.
Zamierzeniem kuratorek było aby głos córek został usłyszany. Wystawa pokazuje, że głos ten jest słyszany dopiero gdy córki osiągają dorosłość. Zofia Dziurawiec po latach mówi otwarcie o „ przesycie dziecka pracą rodziców” wynikającym ze zmęczenia pozowaniem (dwa pokolenia córek w tym wielopokoleniowym, artystycznym domu zostały uwiecznione realizacjach o tematyce biblijnej). Teresa Gierzyńska pyta Polę Dwurnik, czy sesje fotograficzne, które w jej intencji miały być „taką lekką zabawą, przyjemnym czasem”, nie były dla niej jako dziecka obciążeniem, a ta odpowiada, że zawsze wiedziała, że to jest „poważna sprawa” a nie zabawa i chociaż nie było to obciążeniem to odczuwała nienaturalność zachowania mamy.
Wystawa ujawnia, że relacje między matkami i córkami przebiegają według różnej dynamiki. Szczególnie przejmujące są opowieści dorosłych córek wielkich artystek. Decyzja zostania artystką wymagała w ich przypadku odróżnienia się od matki (Zuzana Janin – córka malarki wybiera rzeźbę, Bettina Bereś – córka rzeźbiarzy i performerów rozpoczyna własną twórczość od malarstwa) oraz wiązała się z długimi poszukiwaniami własnej odrębności artystycznej. Wystawa stworzyła przestrzeń, w której artystki mogły zmierzyć się z rodzinnymi opowieściami, skonfrontować ze swoimi matkami i babciami oraz przepracować napięcia i trudne emocje jakie rodziły się we wzajemnych relacjach. Bettina Bereś stworzyła Stół rodzinny dopiero w momencie, gdy sama jako artystka poczuła się na tyle dojrzała i autonomiczna by móc do niego zasiąść ze swoimi przodkiniami, kiedy przestała czuć się przytłoczona wielką historią i wreszcie „mogła rozmawiać o sztuce jak równy z równym”. Zuzanna Janin, po okresie trudnej emocjonalnie walki o własną autonomię, obecnie poprzez swoje projekty sięga do dorobku mamy i poprzednich pokoleń kobiet w rodzinie, a także wraz z własną córką dba o zachowanie pamięci o nich.
Dla kobiet ważne i formatywne są nie tylko rodzinne relacje wertykalne (matka-córka), ale też te horyzontalne. Artystki opowiadają o wspierających je siostrach, o ich wspólnych działaniach i poszukiwaniach, o kobiecych przyjaźniach poza rodziną. W takich kategoriach można interpretować pracę Małgorzaty Markiewicz pt. „To nic, to nic, powiedziałem sobie nic, nic”, eksponując w niej nie syzyfowość kobiecej pracy, ale obecność i wsparcie drugiej kobiety.
Wydawałoby się, że trudno dodać coś nowego do bogatej już ikonografii sztuki kobiet, tymczasem na wystawie w pracach artystek a także w rozmowach powtarza się ciekawy motyw zaplatania warkoczy (również plecenia wianków), jako czynności budującej międzypokoleniową więź między kobietami. Agula Swoboda wspomina plecenie warkocza babci, Bettina Bereś pamięta dziecięce pragnienie posiadania warkoczy i niezgodę mamy, Alicja Bielawska tworzy ceramiczne warkocze inspirowane relacją z babcią. Zaplatanie, warkocze i wianki pojawiają się też w kontekście więzi kobiet z naturą: Cecylia Malik organizuje akcję plecenia „dziewczyńskich” Warkoczy Białki, a Dominika Borek odmierza każdy kolejny rok życia córek plotąc dla nich w dniu urodzin wianek z polnych kwiatów i ziół.
W pracach wielu artystek zauważyć można, że refleksje o macierzyństwie prowadzą je bardziej ku porządkowi natury, niż kultury. Barbara Kasprzycka-Łosiak prezentuje kompozycję prac malarskich imitujących plamy krwi, wymazy, podziały komórek czy wydruki USG z embrionami. Rzeźbiarski autoportret Doroty Hadrian ukazuje ją jako ludzko-zwierzęcą samicę, która dźwiga na grzbiecie swoje potomstwo. Na obrazach Aguli Swobody to co ludzkie, płynnie przechodzi w to co zwierzęce. Każdy kolejny wianek Dominiki Borek oznacza domknięcie się rocznego cyklu w przyrodzie. Cecylia Malik jako matka i artystka angażuje się w walkę o ochronę naturalnego środowiska. Natura jako temat (kształt, kolor, misterna konstrukcja) pojawia się też na płótnach Teresy Starzec, czy w pracach Doroty Bernackiej.
Warto również zwrócić uwagę, że opowieści artystek wypełniają też luki w naszej wiedzy o genezie wykorzystywanych technik i motywów w sztuce kobiet. Dowiadujemy się o roli maszyny do szycia w okresie PRL-u, gdy kobiety z konieczności uczyły się szyć i tę cenną umiejętność przekazywały córkom. Kobiety bez końca przerabiały odzież, pruły, szydełkowały i haftowały. W domach artystycznych i nieartystycznych czynność szycia przechodziła z matki na córkę i na wnuczkę. Na wystawie tkanina jest szeroko wykorzystywana, w różnych formach i kontekstach. Bettina Bereś haftuje fragmenty rodzinnej historii, Alicja Bielawska poprzez wycinanki podtrzymuje pamięć o babci, Aneta Grzeszykowska z filcu zszywa córkę Franciszkę, Cecylia Malik splata warkocze, Marta Wojciechowska szyje dwa dziecięce misie, by następnie w kontraście do ich miękkości obtoczyć je tłuczonym szkłem.
Tego rodzaju przedsięwzięcia jak projekt Moja matka, moja córka są cenne, bo nie tylko mają realny wpływ na uczestniczki i publiczność, ale pozwalają również poszerzać naszą wiedzę o kolejne obszary doświadczeń artystek oraz weryfikować aktualność wiedzy już zgromadzonej. Dzięki nim możemy monitorować zmiany jakie dokonują się codziennych doświadczeniach artystek i ich relacjach z otoczeniem, pogłębiać naszą wrażliwość na zagadnienia marginalizowane. Prace prezentowane na wystawie pochodzą z czterech ostatnich dekad, co pokazuje, że ta tematyka absorbuje artystki nie tylko dzisiaj. Nie jest możliwe, aby jedną wystawą w sposób wyczerpujący objąć wszystkie aspekty relacji matka-córka, ale kuratorkom z pewnością udało się je zasygnalizować i wskazać możliwe tropy, którymi można i warto podążyć chcąc dalej badać ten obszar doświadczeń.
Agata Sulikowska-Dejena
Historyczka sztuki – absolwentka Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, socjolożka sztuki – absolwentka studiów doktoranckich na Uniwersytecie Rzeszowskim, kuratorka wystaw, autorka tekstów o sztuce współczesnej. Główne obszary zainteresowań to sztuka Europy Środkowo-Wschodniej (szczególnie sztuka kobiet), peryferia i marginesy, zagadnienia tożsamości i pamięci.