Magdalena Ujma: Byłaś kandydatką na rektorę krakowskiej ASP. Czy możesz przybliżyć okoliczności Twojej decyzji o przystąpieniu do konkursu? Jakie były Twoje motywacje?
Iwona Demko: Wybory na nowego rektora zbiegły się z końcem Roku Kobiet na ASP, który zainicjowałam i współorganizowałam. Były to obchody związane ze 100-leciem obecności kobiet w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Obchody trwające rok obudziły w wielu studentkach, ale i pedagożkach, świadomość feministyczną, która wcześniej była odczuwalna na naszej akademii bardzo słabo. Wszystkie kobiety stały się bohaterkami tego jubileuszu, poczuły się zauważone i docenione. Po raz pierwszy uwaga została skupiona na nich. I to właśnie wtedy, w trakcie Roku Kobiet, niektóre z nich zaczęły mnie namawiać, abym wystartowała w wyborach rektorskich. Początkowo nie brałam tych próśb na poważnie, ale potem zaczęłam się nad nimi zastanawiać. Miałam poczucie, że mój start byłby ważny dla wielu kobiet. Wydawało mi się również, że stanowiłby konsekwencję Roku Kobiet. Rok wzbudził w moich koleżankach aspiracje, a ja powinnam wypełnić.
MU: Wierzyłaś w swoją wygraną?
ID: Miałam świadomość, że nie wygram tych wyborów, ale istotny był sam udział. Nasza akademia istnieje od 200 lat, od 100 lat mogą studiować w niej kobiety. I jeszcze nigdy żadna z nich nie została wybrana rektorem ani prorektorem, ani nawet nie startowała w wyborach.
Moje zgłoszenie traktowałam również w kategoriach strategii artystycznej, zainspirowanej książką „Prawda jest konkretna. Artystyczne strategie w polityce. Podręcznik”1, gdzie opisano aktywności, które ingerują w prawdziwe życie, często mając na nie realny wpływ. Mnie od zawsze interesowało ingerowanie w życie. Wykonując swoje prace, zawsze chciałam wpłynąć na myślenie szerszego grona odbiorców i odbiorczyń. Nie tworzyłam prac, żeby dekorować świat, mimo ich często campowego wyglądu. W ostatnim czasie przeprowadziłam kilka prac partycypacyjnych, do których angażowałam przede wszystkim kobiety. Jeden z takich projektów, do którego zaprosiłam 43 osoby, przyczynił się do powstania Roku Kobiet z ASP. Z bezsilności wobec obojętności władz akademii na 100-letnią obecność kobiet postanowiłam przygotować specjalne wydanie fejkowych „Alternatywnych Wiadomości ASP” – naszej akademickiej gazety. W mojej gazecie udawałam, że akademia hucznie obchodzi to 100-lecie. W rezultacie Senat zagłosował pozytywnie na mój wniosek zorganizowania Roku Kobiet z ASP. Projekt artystyczny przyczynił się do realnego wydarzenia. Zawsze wierzyłam, że sztuka może mieć wpływ na życie i tak się stało.
Wiedziałam, że moje zgłoszenie jako kandydatka na rektorę będzie dla wielu osób szokujące, jednak wiedziałam również, że ten szok zostanie oswojony, co przyczyni się do zmiany myślenia o stanowisku rektora i tego, kto powinien obejmować tę funkcję. Byłam świadoma również, że dzięki temu mogą wybrzmieć ważne dla mnie kwestie, które często są niedostrzegane.
MU: Jakie to były kwestie? Przypomnienie o obecności i znaczeniu kobiet w historii akademii, a także o tym, że kobiety nie tyle mogą, co powinny mieć możliwość decydowania o losach akademii, w której są przecież obecnie studiującą większością?
ID: Tak, to przede wszystkim. Moja osoba – „różowa obecność” – mówiła sama za siebie. Znana jestem na akademii z tego, że sprawy kobiet są mi szczególnie bliskie. Jednak myślałam również o kwestiach, które wynikają z opiekuńczości i troski. Mówiłam o potrzebie pomocy psychologicznej dostępnej z poziomu akademii (ale nie przychodni). Zwróciłam uwagę na wzmocnienie ochrony mobbingowej i antydyskryminacyjnej. Starałam się wytłumaczyć potrzebę stosowania feminatywów. Kładłam na to duży nacisk. W czasie debaty powiedziałam, że język kształtuje naszą wyobraźnię, że jeśli mała dziewczynka uczy się tylko słowa „rektor”, to dostaje podświadomy komunikat, że to stanowisko nie jest dla niej. Takie słowa mogły wybrzmieć z mównicy na auli, w czasie debaty, którą słuchała duża część społeczności akademickiej. Warto brać udział w wyborach chociażby dlatego. Można zwrócić uwagę na pewne kwestie, spowodować, że będą musiały być wysłuchane.
MU: Jakie miałaś wcześniej nastawienie do władzy? Czy dostrzegałaś w niej elementy użyteczne do wykorzystania w walce o prawa kobiet?
ID: Nigdy realnie nie interesowałam się władzą w znaczeniu obejmowania wysokich stanowisk. Oczywiście, przede wszystkim dlatego, że jako dziewczyna dobrze wyszkolona w procesie socjalizacji, uważałam, że się do tego nie nadaję, że to nie dla mnie. Czasami sobie wyobrażałam taką sytuację, ale ona zostawała zawsze jedynie w sferze marzeń.
W trakcie Roku Kobiet na ASP poczułam jak wiele można zrobić, reprezentując nie tylko siebie, ale szersze środowisko. Z ramienia akademii mogłyśmy nawiązać współpracę z większością instytucji takich jak: Muzeum Narodowe w Krakowie, Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej „Manggha”, Stowarzyszenie Willa Decjusza, Kino Kijów czy z Urzędem Miasta Krakowa, Krakowskim Biurem Festiwalowym. Nasze działania zyskiwały większą widoczność. Były organizowane z ramienia akademii, dlatego mogłyśmy promować nasze feministyczne wydarzenia i treści wykorzystując istniejące kanały promocji pod szyldem uczelni, tym samym traciły one swoją niszowość. Poczułam, że dużo łatwiej działać, kiedy się jest decydentką. Można materializować swoje przekonania. Można czynić świat bardziej przyjazny kobietom. To dało mi małą próbkę tego, co można by było zrobić, obejmując wysokie stanowisko w hierarchii akademickiej.
MU: Czyli władza daje sprawczość. Czy myślałaś wcześniej o starcie w kategoriach walki politycznej? Przygotowałaś się do niej?
ID: Nigdy nie myślałam o stracie w kategoriach walki politycznej. W tych okolicznościach zdawałam sobie sprawę, że byłam w gorszej sytuacji niż pozostali kandydaci i kandydatka (razem ze mną zgłosiła się jeszcze jedna kandydatka prof. Beata Gibała-Kapecka), którzy byli wieloletnimi członkami senatu, niektórzy dziekanami. To sprawiało, że mieli większe doświadczenie i wiedzę, którą dzięki niemu nabyli. Wiedziałam, że muszę nadrobić te zaległości.
Dodam, że gdyby nie Ustawa 2.0 nie, mogłabym wziąć udział w wyborach. Do tej pory zgłaszanie kandydatów odbywało się wyłącznie poprzez senat, co znaczy, że kandydata bądź kandydatkę zgłaszał senator lub senatorka. Gdyby taki sposób wciąż funkcjonował, nie wzięłabym udziału. Ustawa 2.0 dała jednak chętnym także inną drogę. Każda osoba z uczelni posiadająca co najmniej stopień doktora mogła zgłosić się poprzez radę uczelni (nowy organ powołany za sprawą Ustawy 2.0), wysyłając e-maila ze skrzynki akademickiej ze swoim zgłoszeniem. Rada uczelni spotykała się z każdym zgłoszonym w ten sposób kandydatem i kandydatką. W czasie ponad 90-minutowego spotkania trzeba było odpowiedzieć na wcześniej przygotowane przez nią pytania. Przed spotkaniem z Radą siedziałam po 14 godzin przy komputerze, analizując BIP-y, nie tylko naszej akademii, ale także innych. Porównywałam naszą sytuację przede wszystkim z innymi szkołami artystycznymi. Zasięgnęłam informacji o aktualnym stanie budżetu, umówiłam się na spotkania z paniami z administracji, aby swoją wiedzę pozyskać bezpośrednio od osób, które się tym zajmują. Studiowałam Ustawę 2.0. Pierwsze spotkania rady uczelni z kandydatami odbywały się tuż przed pandemią. Poprosiłam o przesunięcie daty spotkania na późniejszą, ponieważ zamykałyśmy właśnie Rok Kobiet.
Rada Uczelni przystała na moją prośbę. Zgodnie z dobrze funkcjonującą moją wewnętrzną samodyskryminacją, byłam pewna, że nie przejdę dalej. Jednak opinia Rady Uczelni była jednogłośnie pozytywna. Potem opiniował Senat, który zaopiniował pozytywnie tylko dwóch kandydatów z sześciu. Byłam wśród odrzuconej czwórki. Senat był jednak ciałem doradczym i mimo negatywnej opinii wszyscy zostali dopuszczeni do dalszego procedowania. Miałam czas na sformułowanie autorskiego programu, który wraz z programami pozostałych kandydatów pojawił się na stronie akademii. Kolejnym etapem były wybory powszechne on-line, w których brało udział ponad 500 osób.
MU: I co się stało później? Jaką obrałaś strategię na kampanię wyborczą?
ID: Od samego początku wszystkie swoje ruchy publikowałam na osobistym Facebooku z hasztagiem #JejMagnificencjaRektora. Dzięki temu otrzymywałam ogromne wsparcie spoza uczelni. Czułam entuzjazm i trzymane kciuki. Na Facebooku publikowałam również „Przedwyborcze spotkania filmowe”. Nie były to sztywne filmy ze sloganami wyborczymi. Przede wszystkim opowiadałam o sobie, o tym, co już zrobiłam. Chciałam, żeby ci, którzy mnie nie znają, mieli chociaż minimalną okazję do spotkania. Dopiero na końcu przedstawiłam program wyborczy.
Był to czas pandemii i większość osób, podobnie jak ja, zdecydowała się na kampanię on-line. Oprócz tego każdy kandydat i kandydatka sami organizowali sobie spotkania wyborcze . Ja zdecydowałam się tylko na spotkanie ze studentkami i studentami. Wydawało mi się, że rozmowa z pedagogami to forma przypochlebiania się, wkupywania się w ich łaski, sprzedawania „kiełbasy wyborczej”. Potem żałowałam tej decyzji, bo nie pomyślałam, że byłaby to również doskonała okazja do zaprezentowania się wyborcom, pozwolenia, by bliższej mnie poznali, zobaczyli jak mówię i się zachowuję.
Założyłam, że nie będę nikogo namawiała, aby na mnie głosował…
MU: To bardzo naiwne założenie!
ID: Tak, to prawda. Jednak to była moja świadoma decyzja. Chciałam każdej osobie pozostawić samodzielną decyzję, aby oddała głos z własnej nieprzymuszonej woli, biorąc pod uwagę to, co zrobiłam i kim jestem. Była to utopijna i nieprzystająca do politycznych realiów strategia. Nie składałam również żadnych propozycji w zamian za oddany głos. Nie obiecywałam, nie robiłam nadziei, nie snułam insynuacji. Nie ogłaszałam prorektor przed wyborami, ani nawet ich nie informowałam o moich planach. Te wszystkie ruchy, których nie wykonałam, z jednej strony dają wyborcom pogląd tego, z kim będzie współpracował przyszły rektor, ale przede wszystkim umożliwiają zdobycie głosów. Takie zachowanie ma zatem przyczyny strategiczne. W czasie kampanii ważne jest telefonowanie do ludzi z propozycjami współpracy. Ale ja tak nie robiłam. Uznałam, że istnieje ryzyko tworzenia stanowisk, które w trakcie kampanii wydają się korzystne nie ze względu na dobro akademii, ale ze względu na zyskanie potencjalnych elektorów.
Po pierwszej turze, kiedy okazało się, że zajęłam trzecie miejsce, obydwaj kandydaci, którzy znaleźli się przede mną, błyskawicznie się ze mną skontaktowali. Nie chciałam jednak wchodzić w żadne układy. Było to sprzeczne z moją strategią, bardzo naiwną (biorąc pod uwagę realia). Skupiałam się na celu, ale nie uważałam, że uświęca on środki. Pisząc program, wybierałam tylko te elementy, które byłabym w stanie zrealizować w ciągu czterech lat kadencji. Nie chciałam sprzedawać kiełbasy wyborczej zdegustowana obserwowaniem obiecanek polskich polityków. W czasie czterogodzinnej debaty (transmitowanej na żywo on-line) mówiłam językiem prostym i zrozumiałym. Zależało mi na tym, aby to nie była przemowa ex cathedra, tylko naturalne wystąpienie. Nie wymyślałam rzeczy, których do tej pory nie uznawałam ani nie wyrzekałam się tych, które wcześniej wyznawałam. Założyłam różowy „mundurek”, byłam w koszulce z napisem „doktora habilitowana” promującej feminatywy. Chciałam być rektorą, a nie rektorem. To było bardzo istotne. Pozostałam sobą.
MU: A jakie elementy przyniosłaś w swoim programie władzy rektorskiej?
ID: Program zawarłam w symbolicznych 13-nastu punktach. Chciałam m.in. powołać pełnomocnika/czkę ds. przeciwdziałania dyskryminacji i mobbingu, a także zapewnić pomoc psychologiczną dla studentek i studentów2. W wielu punktach skupiłam się właśnie na studentkach i studentach. Chciałam umożliwić sprzedaż ich prac, nawiązać współpracę pomiędzy galeriami, które miałby za zadanie promować absolwentki i absolwentów, organizując im wystawy. Pomyślałam o rekonstrukcji pracowni Olgi Boznańskiej. W wystąpieniu mówiłam również o feminatywach i o tym, że chciałabym je wprowadzić do dokumentów. Kiedy wysyłałam zgłoszenie do rady uczelni, zrobiłam to, podając sformułowanie „rektora”. W czasie kampanii i debaty (z dużym wsparciem przewodniczącego Uczelnianej Komisji Wyborczej studenta Wydziału Intermediów Adama Zduńczyka, który za każdym razem tytułował mnie, używając feminatywu) żeńskiej formy zaczęli używać inni kandydaci. To, co do tej pory było traktowane na akademii w formie żartu, przemieniło się w oficjalną i poważną praktykę. Moja postawa miała wpływ na otoczenie. A ja miałam nadzieję, że ten wpływ nie skończy się po wyborach.
MU: No dobrze, bardzo podkreślasz, że starannie przemyślałaś swoją kampanię i że nie brudziłaś się zwykłymi, politycznymi metodami. Czy także Twój pomysł na władzę zakładał jakieś nowe, specyficzne jej rozumienie?
ID: Mój pomysł zakładał objęcie stanowiska jako kobieta, która nie naśladuje mężczyzny, tylko zachowuje swoją kobiecość, nie wyrzekając się jej. Nie wyrzeka się cech, które zwykliśmy utożsamiać z kobietą. Wiele kobiet, które obejmują wysokie stanowiska, stara się upodobnić do mężczyzn. Dzieje się tak zwykle nieświadomie, ale taki mechanizm istnieje.
Pragnęłam zniwelować dystans pomiędzy osobą zajmującą stanowiska rektora a pozostałą społecznością akademicką. Akademia funkcjonuje w oparciu o hierarchię – w ten sposób socjalizuje się mężczyzn. Ja zawsze inaczej rozumiałam budowanie respektu; nie poprzez stanowisko i poziom w zajmowanej hierarchii, ale poprzez czyny danej osoby i sposób traktowania innych. Jeśli ktoś zachowuje się nieodpowiednio, to w moich oczach nie pomoże mu stanowisko, nie obdarzę go szacunkiem.
Chciałam zrezygnować z wystąpień w czerwonej todze z gronostajowym kołnierzem. Uważam bowiem, że, owszem, to piękna tradycja, ale zbudowana na performatywnym zaznaczaniu nierówności. Zwykły śmiertelnik ma wizualny dowód tego, kto rządzi i gdzie jest jego miejsce w szeregu. Ten uroczysty strój wygląda niezwykle teatralnie w obecnych czasach. Oczywiście, wzmacnia ego osoby w niej występującej (co może się przydać w rządzeniu), ale często prowadzi również do egotyzmu. To trudna kwestia, ponieważ tak bardzo jesteśmy przyzwyczajeni do funkcjonowania w hierarchii, że nie dostrzegamy wpływu tego myślenia na nasze życie i zachowanie. Oczekujemy pewnego rodzaju wyniosłości i kiedy ją wyczuwamy, automatycznie się podporządkowujemy. Natomiast kogoś, kto zachowuje się w sposób naturalny i bezpośredni, traktujemy z lekceważeniem.
Planowałam również nie podejmować decyzji jednoosobowo, ale gremialnie. W porozumieniu z prorektorami. Nasz ostatni rektor, prof. Stanisław Tabisz, był znany z „królewskiego” sposobu rządzenia, polegającego na wydawaniu arbitralnych wyroków. Jego prorektorowie nie mogli wykazać się samodzielnością, całkowicie od niego zależąc. Ten styl zarządzania należy do dawnej epoki, kiedy definicja prawdziwej męskości opierała się na silnej, władczej, męskiej dłoni.
MU: Kto Cię inspirował w kampanii wyborczej? Kto Cię wspierał i dlaczego?
ID: Cały mój sztab wyborczy złożony był z dwóch koleżanek, które bardzo mnie mobilizowały i wspierały przez cały czas. Konsultowałam się z nimi 24 h na dobę. To miało dla mnie ogromne znaczenie – mieć kogoś, kto wspiera i doradza. Bez tego na pewno bym się nie zgłosiła jako kandydatka do wyborów. Wydaje mi się, że u kobiet podjęcie takiej decyzji jak moja nie wypływa z wewnętrznego przekonania: „Jesteś wystarczająca, nadajesz się, możesz to zrobić!” Kobieta potrzebuje sygnałów z zewnątrz. Ktoś musi ją przekonać, że się nadaje i ona musi w to wierzyć.
Cały proces uczestnictwa w wyborach był bardzo stresujący. Kandydowanie traktowałam bardzo poważnie. Wiedziałam, że nie mogę być nieprzygotowana, ponieważ to tylko utwierdzi w przekonaniu sceptyków i w rezultacie zaszkodzi nie tylko mnie, ale i kobietom w ogóle. Ta świadomość była niezwykle stresująca.
MU: Ten lęk o bycie nieprzygotowaną prześladuje kobiety. Sama znam go doskonale. Czy dlatego tak mało kobiet jest u władzy w szkołach artystycznych?
ID: Myślę, że ten powód, który dla wielu może wydać się błahy jest autentyczny i bardzo silny. Kobiety sprawują funkcję rektora ciągle rzadziej niż mężczyźni, chociaż to się zmienia. W tym roku liczba kobiet była największa w historii; według danych z 5 sierpnia 2020 roku spośród 124 uczelni w Polsce, na czele 21 stanęły kobiety3. Nigdy wcześniej kobiety nie miały takich wyników, chociaż ciągle trudno to porównywać z wynikami, jakie osiągają mężczyźni. Uczelnie artystyczne mają swoją niechlubną specyfikę. Według raportu „Marne szanse na awanse” Fundacji Katarzyny Kozyry większa dysproporcja, biorąc pod uwagę płeć między studentami a nauczycielami, występuje jedynie na uczelniach teologicznych. W 2019 roku na krakowskiej akademii studentki stanowiły 78 procent wszystkich studentów. Natomiast pośród pedagogów kobiety stanowiły 40 procent (im wyższe stanowisko, tym ich mniej). Uczelnie artystyczne są bardzo patriarchalne. Kobiety tam pracujące często starają się wtopić w tłum. „Umężczyźniają” się, wyrzekając się tego, co kobiece, bo kobiecość oznacza brak profesjonalizmu. Mówią o sobie w formie męskiej: są asystentami, kierownikami, projektantami, kuratorami. A przecież nazwy wszystkich tych zawodów posiadają dobrze funkcjonujące formy żeńskie. W ten sposób dają podświadomy komunikat studentkom, że z kobietą nie należy się identyfikować.
Wspomniany już raport „Marne szanse na awanse” wykazał, że pracujące na akademiach artystycznych kobiety nie wspierają studentek, podczas gdy mężczyźni wspierają studentów. Rozumiem to jako nieświadome odcinanie się od przynależności do swojej płci. Z powodu takiego zachowania studentki nie mają oparcia w mentorkach, nie mają do kogo się odnieść w procesie stawania się artystką. Często omijają w swoich pracach tematy związane z kobiecością, wiedząc, że nie zyskają wsparcia u pedagożek, nie wspominając już o pedagogach. Boją się również, że ich twórczość zostanie sklasyfikowana jako feministyczna, a tego nie chcą.
Na jednej z ostatnich rad wydziału, kiedy mój kolega zaproponował, aby w przyszłych wyborach do rady brać pod uwagę parytet, odezwały się studentka i profesorka. Obydwie stanowczo oświadczyły, że nie życzą sobie żadnych przywilejów. (Mężczyźni za to nie mają nic przeciwko, kiedy ktoś chce ich uprzywilejować!). W anonimowej ankiecie jedna ze studentek na pytanie, dlaczego na uczelniach pracuje mniej kobiet niż mężczyzn i jaka jest tego przyczyna, napisała, że mężczyźni są lepsi od kobiet we wszystkim, poza zajmowaniem się domem i dziećmi i że taka sytuacja jest naturalna, bo tak stworzyła nas natura. Napisała również, że to lepiej, że na uczelniach większość wykładowców to mężczyźni, bo ona łatwiej dogaduje się z płcią męską, która jest w myśleniu bardziej logiczna4. Sama siebie klasyfikowała jako „gorszy sort”, ale w tym „gorszym sorcie” jest trochę lepsza od innych kobiet, bo świetnie dogaduje się z mężczyznami. Taka studentka nie wybierze pracowni prowadzonej przez kobietę, bo będzie miała wrażenie, że nie pracuje pod okiem osoby profesjonalnej.
Wiele kobiet odcina się od kobiecości i tym samym od innych kobiet, ponieważ to, co kobiece ciągle jest równoznaczne z czymś gorszym. Chociaż większość osób uważa, że równouprawnienie się dokonało, to nierówność ciągle jest silnie wpisana w nasze wychowanie, przez co staje się niewidoczna.
MU: Czego się nauczyłaś o władzy w czasie kampanii wyborczej? Udało ci się chociaż trochę poprawić poczucie własnej wartości u studentek?
ID: Nauczyłam się tego, że obecnie władza jest skonstruowana zgodnie z socjalizacją, jaką otrzymują mężczyźni. Władza to konkurs, konfrontacja, to walka, w której często najważniejsza jest przebiegłość. Trzeba też wierzyć, że się jest przynajmniej wystarczająco dobrym, aby sprawować taką funkcję. Kobiety dorastają w poczuciu gorszości. Od urodzenia mówi się im, że się nie nadają do władzy, bo nie potrafią podejmować decyzji, myślą irracjonalnie. Większość w to wierzy. Są jeszcze takie, które wierzą, że dyskwalifikuje je menstruacja!5 Kobiety boją się wystąpień publicznych, przemawiania. Muszą pokonać w sobie ten strach. Wiadomo, że generalizuję, bo z pewnością są mężczyźni, którzy nie przepadają za publicznym przemawianiem. Jednak oni w szkolenie do bycia prawdziwym mężczyzną mają wpisaną władzę. Są zdeterminowaniu w sięganiu po nią. Zależy im na prestiżu, który jest związany ze stanowiskiem. Kobiety odczuwają władzę w kategoriach zobowiązania, ogromnej odpowiedzialności, boją się, że nie podołają. Koncentrują myślenie na obciążeniu, które będzie na nich spoczywać. Mężczyźni myślą przede wszystkim o tym, aby osiągnąć cel, skupiają się na wygraniu wyborów. Myślą etapami. Często podporządkowują środki z myślą o celu – najpierw trzeba osiągnąć stanowisko. Wchodzą w stan totalnej determinacji. Obserwowałam to w czasie wyborów. To z jednej strony dobrze, bo dzięki temu osiągają swój cel, z drugiej strony podporządkowują mu wszystkie środki.
Paraliżuje nas także świadomość kim w naszym przekonaniu ma być rektor. Oczywiście, osobą kompetentną, z doświadczeniem w udziale w strukturach ASP. Ktoś, kto stworzył dobry program. Mamy także wewnętrzne, często nieuświadomione przekonanie, że rektorem powinien być mężczyzna. Wobec kobiety jesteśmy bardziej krytyczni, mniej rzeczy jej wybaczamy, przyglądamy się z podejrzliwością. Jeśli kobieta przyjmuje męski sposób zachowania, to brakuje jej ciepła. Jeśli jest zbyt kobieca, to zarzuca się jej zbytnią miękkość.
Przekonałam się też, że brakuje solidarności wśród kobiet. Chociaż wiele z nich popierało mnie, ostatecznie oddały głos na mężczyznę. Mimo, że sercem były za mną, to rozum kazał im głosować inaczej, na kandydata, który miał realne szanse na wygraną. Uważam, że w każdych wyborach powinniśmy głosować zgodnie ze swoimi ideałami, bo ilość głosów oddanych nawet na przegranego kandydata jest obrazem tego, w co wierzą ludzie. To nie pozostaje bez znaczenia.
MU: Ale czy zawsze jest tak źle z tym sięganiem po władzę przez kobiety? Istnieją przecież pozytywne przykłady! Czy kobiety wypracowały własne sposoby sprawowania władzy?
ID: Kobiety przeważnie naśladują męski sposób rządzenia. Ten model jest przepracowany, wiadomo, na czym polega i jak działa. Wiadomo, co powinno się robić. Dobrym przykładem jest Masza Potocka, która twardą ręką trzyma swoich podwładnych. Jestem przekonana, że nie wyobraża sobie innego modelu sprawowania władzy. Dlatego kobieta na stanowisku nie jest gwarantem zmian, jest jedynie nadzieją. Kobiety u władzy bywają bardziej męskie niż mężczyźni. Przede wszystkim dlatego, że chcą się wykazać.
Ja to nawet rozumiem. Jednak nie chciałabym tak funkcjonować. Chciałabym poznać kobietę na stanowisku, która dochodziła do władzy po swojemu i która potrafi sprawować władzę w inny niż dotychczas sposób. Chciałabym poznać te kobiety, które przez najbliższe cztery lata będą pełniły funkcję rektory. Dowiedzieć się jak to się stało, że zostały wybrane i jak będą wyglądały ich rządy. Z tego, co wiem, to żadna z nich nie używa feminatywu w stosunku do swojego stanowiska. To może się wydawać mało istotne, ale w rzeczywistości jest niezwykle ważne. Używając feminatywu, dajemy znać, że cenimy własną kobiecość i nie czujemy się z nią gorsze, że uważamy, że nasz kobiecość jest tak samo wartościowa, jak męskość.
MU: Jak wygląda Twój wymarzony, kobiecy model sprawowania władzy?
ID: To bardzo trudne pytanie, bo nie mam przykładu, na którym mogłabym się oprzeć. Wiem jednak jak istotne jest opracowanie nowej strategii rządzenia. Strategii, w której wykorzystamy nasze kobiece atuty, takie jak: empatia, uczuciowość czy opiekuńczość. Chciałabym, aby powstał ruch kobiecy, który wypracuje nowe modele sprawowania władzy; sposoby prowadzenia skutecznych strategii wyborczych, i sprawowania rządów z uwzględnieniem kobiecego punktu widzenia. Jest to dzisiaj, w obliczu protestów kobiet, ich politycznego przebudzenia się w Polsce, bardzo ważny, wręcz zasadniczy i pilny do zrealizowania temat. Po pierwsze, gdyby model władzy się zmienił, to więcej kobiet chciałoby w niej uczestniczyć. Po drugie, bycie na stanowiskach jest bardzo ważne, bo dopóki ich nie obejmiemy, świat nie stanie się dla nas kobiet przyjazny. Polecam w tej kwestii książkę Caroline Criado Perez Niewidzialne kobiety6, która niedawno się ukazała. Książka ta zrobiła na mnie duże wrażenie, mimo tego, że nie jestem początkującą feministką i mam świadomość działania wielu mechanizmów. Perez opisuje, jak przez wieki świat był budowany z perspektywy mężczyzny i jak zapominano przy tym o kobietach. Wszystko o czym pisze, ma swoje poparcie w danych. Wniosek jest prosty, „musimy zwiększyć reprezentację kobiet we wszystkich sferach życia”7. Jest to konieczne.
Po wyborach długo zastanawiałam się, co można zrobić, żeby zmienić sytuację kobiet na uczelniach artystycznych. Pamiętam, że przez długi czas czułam się zdana sama na siebie, wyobcowana. Pomyślałam, że powinno się stworzyć międzyuczelniane stowarzyszenie, które dawałoby możliwość wspólnych spotkań, wymiany doświadczeń, spostrzeżeń. Możliwość organizowania warsztatów, kursów, konferencji. A przede wszystkim byłoby to miejsce, gdzie Byłoby dostępne wsparcie kobiet – koleżanek z innych uczelni artystycznych. Marzy mi się coś takiego.
2020
Magdalena Ujma: You stood in the rectorial election at the Academy of Fine Arts (ASP) in Krakow. Can you tell me more about the circumstances of your decision to enter the competition? What was your motivation?
Iwona Demko: The election of a new rector coincided with the end of the Year of Women from the Academy of Fine Arts, which I had initiated and co-organised to celebrate the centenary of women’s presence at the ASP in Krakow. Those year-long celebrations awakened feminist awareness in many female students, but also female teachers, which had been extremely poorly felt at our Academy before. All the women became heroines of that jubilee, they began to feel noticed and appreciated. For the first time the focus was on them. And it was then, during the Year of Women, that some of them began to encourage me to run for the office. Initially, I didn’t take those requests seriously, but I later came to consider them. I felt that my candidacy would be important for many women. It also seemed to me that it would become a legacy of the Year of Women. That the Year had awakened my female colleagues’ aspirations, which I should fulfil.
MU: Did you believe you could come out victorious?
ID: I knew I wouldn’t win, but my participation alone mattered. Our Academy has existed for two hundred years, and women were granted the right to study here one hundred years later. And never has any of them become elected rector or vice-rector, nor even has put forward her candidacy.
I also perceived my candidacy in the categories of artistic strategy, inspired by the book Truth Is Concrete. A Handbook for Artistic Strategies in Real Politics 1, which concerns activities that intervene in real life, often with tangible effects. I’ve always been interested in intervening in life. In my work I’ve always wanted to influence the way broad audiences think. I don’t create my pieces to decorate the world, even though they often look campy. In the recent years I carried out a number of participatory activities that mostly involved women. One of such projects, to which I invited 43 people, contributed to the initiative of the Year of Women from the Academy of Fine Arts. Driven by helplessness due to the indifference of the Academy’s authorities to the centenary of women’s presence, I chose to publish a fake special edition of “Wiadomości ASP”, which is our Academy’s magazine. That edition created the illusion that the ASP was celebrating the centenary with pomp. As the result, the Academic Senate voted to accept my proposal to organise the Year of Women. My artistic project led to an event that actually took place. I’ve always believed that art can have an impact on life, and that’s what happened.
I was aware that my candidacy would come as a shock to many, but I also knew people would get over that shock and start thinking differently about the rector’s position and who should take the office. I also knew that this would lend prominence to various issues important to me, but often overlooked.
MU: What issues were those? Was it about reminding everybody about the presence and significance of women in the Academy’s history, and that women not only can, but also should have the possibility to decide about the Academy, at which they, after all, form the majority of students?
ID: Yes, those were the most important things. My person – my “pink presence” – spoke for itself. I’m known at the Academy for attaching special importance to women’s issues. But I was also thinking about questions that had to do with protectiveness and care. I was talking about the necessity of psychological help being available at the level of the Academy (and not a mental health clinic). I highlighted the need to strengthen protection against mobbing and discrimination. I tried to explain the need to use female noun forms. I emphasised it strongly. During the debate I said that language was shaping our imagination, and if a little girl was only taught the male form “rector”, and not “rectress”, it sent her the subconscious message that the position was not for her. Such statements could be made from the rostrum of the Academy’s assembly hall during a debate followed by a major part of the academic community. It’s worth taking part in elections, if only for this reason. This offers an opportunity to highlight certain issues and create a situation in which they have to be heard.
MU: What was your attitude to authority before? Did you discern in it some elements that could be useful in fighting for women’s rights?
ID: I was never genuinely interested in authority in the sense of taking high positions of power. Obviously, the main reason was that as a girl well trained in the process of socialization I believed that I wasn’t fitted for it, that it wasn’t for me. I would sometimes imagine such a situation, but it was always a matter of dreams.
During the Year of Women I felt how much could be done not only by representing yourself, but also a broader milieu. On behalf of the Academy we could establish collaboration with the majority of institutions, such as the National Museum in Krakow, Manggha Museum of Japanese Art and Technology, Villa Decius Association, Kijów Cinema, Krakow Municipal Office, Krakow Festival Office. The visibility of our activities was on the rise. They were organised on behalf of the Academy, which allowed us to promote our feminist events and content by tapping into existing promotional channels under the ASP banner. We thus took our cause out of its niche. I felt it was much easier to act when you’re a decision-maker. You can make your convictions materialise. You can make the world a friendlier place for women. That gave me a taste of what could be done by taking a high position of power in the academic hierarchy.
MU: So power gives agency. Did you previously consider your candidacy in the categories of political struggle? Did you prepare for it?
ID: I never considered my candidacy in the categories of political struggle. I realised that in those circumstances my position was worse than that of the other candidates, both male and female (one more woman, Prof. Beata Gibała-Kapecka, was also running for the office), who were many-year members of the Academic Senate, some of them deans. This gave them greater experience and knowledge. I knew I had to catch up.
Let me add that I wouldn’t have been able to stand for election if it hadn’t been for the new Act of 20 July 2018 on Higher Education and Science (called “Law 2.0”). Previously, candidates could only be nominated via the Senate, which meant that a candidate was nominated by a Senate member. If that had still been the case, I wouldn’t have taken part. But the Law 2.0 also introduced a different path. Every person affiliated with the Academy who holds at least a PhD degree can submit their candidacy via the Academic Council (a new body established by the Law 2.0) by sending an application from their official academic e-mail address. The Council held meetings with everyone who submitted their candidacy this way. During the meetings, which lasted more than ninety minutes, candidates were required to answer questions previously prepared by the Council. Before my meeting, I spent fourteen hours on my computer analysing the Bulletins of Public Information (BIP) not only of our Academy, but also those of others. I was comparing our situation mainly with other art schools. I gathered information about our current budget, I arranged meetings with women working in the administration to gain first-hand knowledge from those who were dealing with such matters. I read the Law 2.0 carefully. The Council’s initial meetings with candidates were taking place right before the pandemic. I asked for my meeting to be rescheduled for a later date because we were just on the point of bringing the Year of Women to an end.
The Council agreed. My well-developed inner self-discrimination made me think that I surely wouldn’t make it any further. But the Council passed a unanimously positive opinion. Then came the Senate’s turn to give its opinions, which were positive only for two out of six candidates. I was one of the rejected four. But the Senate is only an advisory body, and despite its negative opinion everyone was allowed to proceed. I had time to formulate my programme, which was published on the Academy’s website along with other candidates’ programmes. The next stage involved a universal online ballot, in which more than five hundred people voted.
MU: What happened later? What strategy did you adopt for your election campaign?
ID: From the very beginning I posted all my actions on my personal Facebook profile with the hashtag #JejMagnificencjaRektora (#HerMagnificenceRectress). This allowed me to receive massive support from outside the Academy. I could feel the enthusiasm and that people were keeping their fingers crossed. I also published “Pre-Election Film Meetings” on Facebook. Those were far-removed from formal videos with election slogans. I mainly talked about myself, about what I had already done. I wanted to offer those who didn’t know me at least a little chance to meet me. Only at the end did I present my election programme.
The election was taking place during the pandemic and most of the people, including me, chose to run an online campaign. Moreover, each candidate organised election meetings. I decided to only meet students. It seemed to me that talking with other pedagogues would become a form of cajoling, seeking to gain their favour, pork-barrelling. I later regretted that decision because I thought it would have given me a perfect opportunity to present myself to voters, to allow them to get to know me better, to see how I talk and act.
I assumed I wouldn’t try to persuade anyone to vote for me…
MU: A very naive assumption!
ID: Yes, that’s true. But it was my conscious decision. I wanted to give everyone the freedom to decide independently, to vote out of free will, taking into account what I had done and who I was. This strategy was utopian and did not respond to the political reality. What’s more, I didn’t make any proposals in return for votes. I didn’t promise anything, raise hopes, insinuate anything. I didn’t announce my choice of the vice-rector before the election, nor did I even inform them about my plans. All the actions I didn’t take would give voters a picture of who the future rector would collaborate with, but above all they would increase the chance of obtaining votes. There are strategic reasons behind such behaviour. During the campaign it’s also important to call people and propose collaboration. But that’s not what I did. I thought there was a threat of making nominations that seemed favourable during the campaign not because of the Academy’s good, but merely as a way to secure potential votes.
After the first round of the elections, when it turned out I’d come third, both candidates who outdid me contacted me immediately. But I refused to become part of any schemes. It ran counter to my strategy, a very naive one (considering the circumstances). I focussed on my goal, but I didn’t think the end justified the means. When formulating my programme, I only chose the elements I could implement during my four years in office. I didn’t want to engage in pork-barrelling as I was disgusted by hollow promises made by Polish politicians. During the four-hour-long debate (transmitted live online) I used simple language that was easy to understand. I wanted to make my statements in a natural way instead of giving an ex cathedra speech. I didn’t invent things I had not held in regard before, nor did I renounce those I believed in. I had my pink “uniform” on me and I wore a shirt with the inscription “habilitated doctrix” in order to promote female noun forms. I wanted to become a rectress, not a rector. That was very important. I remained true to myself.
MU: What elements did you introduce in your rectorial authority programme?
ID: I contained my programme in thirteen symbolic clauses. Among other postulates, I wanted to establish the office of plenipotentiary for the prevention of discrimination and mobbing, and to ensure psychological help for students. Students were actually the focus of many of the clauses. I wanted to open up the possibility of selling their works, establish collaboration between galleries whose mission would involve promoting graduates by organising their exhibitions. I included the reconstruction of Olga Boznańska’s atelier. In my speech I also talked about female noun forms and my plan to introduce them into official documents. When submitting my candidacy to the Academic Council, I used the form “rectress”. During the campaign and debate (with huge support from the president of the Academic Election Commission Adam Zduńczyk, student of the Faculty of Intermedia, who each time addressed me using the female form) such forms began to be used by other candidates too. What was previously seen at the Academy as a joke became an official and serious practice. My approach had an impact on others. And I was hoping that this influence would extend beyond the election time.
MU: You strongly emphasise that you carefully considered your campaign and refused to taint yourself with ordinary political methods. Did your vision of authority also involve a new and specific understanding of it?
ID: My idea was to hold the position as a woman who would not imitate men, but preserve her femininity without renouncing it. Who would not renounce traits commonly associated with women. Many women who take high positions of power try to become similar to men. This mostly happens unconsciously, but the mechanism exists nonetheless.
My desire was to eradicate the distance between the rector and the rest of the academic community. Academia is founded on a hierarchy – this is how men undergo socialisation. My understanding of gaining respect has always been different; it’s not based on one’s position and echelon in the hierarchy, but on what a person does and how they treat others. If someone behaves inappropriately, no position can help them in my opinion, I will not pay respect.
I wanted to resign from delivering speeches in a red gown with an ermine collar. The reason is that although I find this tradition beautiful, it is also founded on the performative marking of inequality. The ordinary mortal receives a visual proof of who rules here and where his or her own place is in the hierarchy. This ceremonial attire looks extremely theatrical nowadays. It obviously bolsters the ego of the person who wears it (which may become useful in governing), but often also leads to egotism. It’s a difficult matter because we are so used to functioning in a hierarchy that we fail to notice its influence on our life and behaviour. We expect a certain kind of aloofness, and when we sense it, we automatically show subordination. In turn, when someone acts naturally and in a straightforward manner, we disregard the person.
I was also planning not to make decisions single-handedly, but collectively; in agreement with the vice-rectors. Our former rector, Prof. Stanisław Tabisz, was known for his “sovereign” approach to holding power, which involved passing arbitrary verdicts. His vice-rectors could not demonstrate independence and depended on him entirely. Such governance style is characteristic of the old times, when true manhood was defined by ruling with a strong, imperious, manly hand.
MU: Who inspired you in your election campaign? Who supported you and why?
ID: My whole election campaign staff were two female friends, who mobilised me a lot and supported me all throughout. I consulted things with them around the clock. It really meant a lot to me to have someone who offered support and advice. I certainly would not have put forward my candidacy without it. I think that women do not make such decisions out of their inner conviction: “You’re good enough, you’re fitted for it, you can do it!”. A woman needs signals from outside. Someone needs to convince her that she’s fitted for it and she has to believe it.
The whole process of standing in the election was very stressful. I took my candidacy very seriously. I knew I could not be unprepared because that would only confirm the beliefs of sceptics and make things worse not only for me, but for women in general. This awareness was extremely stressful.
MU: The fear of being unprepared haunts women. I know it perfectly well myself. Is this because so few women hold positions of power in art schools?
ID: I think that this reason, which may seem trivial to many, is genuine and very strong. There are still fewer rectresses than rectors, although the proportion is changing. This year, the number of women holding this position was the greatest in history; according to data from 5 August 2020, women headed 21 out of 124 higher education institutions in Poland. Never before have there been so many women in office, although this still hardly compares with the number of men. The art academies have their own inglorious profile. According to the report Little Chance to Advance? by the Katarzyna Kozyra Foundation, the gender disproportion between students and teachers is greater only at theological academies. In 2019, 78% of all students at the ASP in Krakow were women, compared to 40% of the teachers (the higher the position, the fewer women hold it). The art academies are very patriarchal. Women who work there often try to blend in with the crowd. They “become manly” and renounce what’s feminine about them because femininity is associated with a lack of professionalism. They describe their positions using male forms: assistant, head, designer, curator. And, after all, the names of all these professions [in Polish – trans. note] have female forms that work well. In so doing, they send out an unconscious message to female students that women are not be identified with.
The already mentioned report Little Chance to Advance? has shown that women who work at art academies do not support female students, whereas male teachers support male students. I understand it in terms of unconscious detachment from one’s gender. As a result, female students fail to find support from their female mentors and have no one to relate to in the process of becoming an artist. They often avoid addressing topics related to femininity in their works as they know they would fail to gain support from female pedagogues, let alone male pedagogues. They also fear that their work would be typecast as feminist, and this is not what they want.
During one of the recent sittings of the Faculty Council, a male colleague proposed to apply the principle of gender parity in the next Council elections, which met with a reply from a female student and a female professor. Both firmly stated that they did not wish to see any privilege. (Whereas men have nothing against being granted privileges!). In response to the question why fewer women than men worked at academies and why, a female student stated in an anonymous survey that men were better than women at everything aside from housekeeping and looking after children, which was natural because that was how nature created us. She also wrote that it was better that the majority of lecturers were men because she found it easier to get along with men, who had a more logical way of thinking. She classified herself as a “lesser sort”, but in this “lesser sort” she was slightly better than other women because she got along very well with men. Such a student will not choose a studio run by a woman because she gets the impression that she won’t work under the supervision of a professional person.
Many women detach themselves from femininity, and thereby also from other women, because the feminine continues to be associated with something worse. Although most people believe that equal rights are already in place, inequality is still strongly inscribed in our upbringing, which makes it invisible.
MU: What did you learn during the election campaign? Did you succeed in improving female students’ sense of self-worth at least a little bit?
ID: I learnt that authority is currently structured according to socialisation which men undergo. Authority is about competition, confrontation, it is a fight in which cunningness is often the most important thing. It also takes the belief that one is at least good enough to hold such positions. Women grow up feeling inferior. From the moment they’re born, they hear that they’re not fitted to be in power because they’re poor decision-makers and don’t think rationally. Most of them believe it. There are also women who believe that menstruation disqualifies them! Women are afraid of appearing in public, making speeches. They need to overcome this inner fear. I’m obviously generalising because there are certainly men who do not fancy speaking in public either. But in their case authority is inscribed in their training to become real men. They are determined to seize power. They care about the prestige that holding a position of power offers. Women perceive power in the categories of obligation, great responsibility, they’re afraid that they would not cope. They concentrate on the burden that will rest upon them. Men think primarily about achieving their goal, they focus on winning elections. They think in stages. They often subordinate the means to the end – the first thing is to get the position. They enter a state of total determination. I observed that during the elections. On the one hand, it’s good as this allows them to achieve their goal, but on the other hand they subordinate all the means to it.
We are also paralysed by the awareness of what the rector figure should be like in our view. Obviously a competent person, an experienced participant of academic structures. Someone who has put forward a good programme. We also have an inner, often unrealised, conviction that the rector should be a man. We are more critical of women, there are fewer things we forgive them, we scrutinise them with suspicion. If a woman adopts a manly way of acting, she lacks warmth. If she is too feminine, she’s accused of being too soft.
I also found out that solidarity among women is lacking. Although many of them supported me, they ultimately voted for a man. Their hearts were with me, but their minds told them to vote differently, to choose a candidate with a genuine chance of winning. I believe that in every elections we should vote according to our ideals, because the number of votes cast even for a defeated candidate offers a picture of what people believe in. This is not insignificant.
MU: But is it always so bad with women seizing power? There are positive examples, after all! Have women developed their own ways of holding power?
ID: Women mostly imitate male ways of governing. This model has already been tested; it’s clear what it involves and how it works. It’s clear what one should do. Masza Potocka [Director of the MOCAK Museum of Contemporary Art in Krakow – trans. note], who rules her subordinates with a firm hand, is a good example. I’m convinced that she cannot imagine a different way of holding power. For this reason, a woman in office is not a guarantee of change, merely a hope. Women in power can sometimes be more manly than men, mainly because they want to set out their stall.
I can even understand it. But I wouldn’t like to function like that. I’d like to meet a woman in office who has risen to power her own way, and who is able to hold it in a different way than usual. I’d like to meet the women who will govern as rectresses for the next four years. To find out how they’ve managed to become elected and what their rule will look like. As far as I know, none of them uses the female form of her position’s name. This may seem insignificant, but in fact it’s very important. By using the female form, we let others know that we value our femininity and feel none the worse for it. That we believe our femininity is as valuable as masculinity.
MU: What does your ideal, feminine model of holding power look like?
ID: It’s a very difficult question because I don’t have an example I could follow. But I know how important it is to develop a new strategy of governance. A strategy that will tap into our feminine assets, such as empathy, emotionality, protectiveness. I would like to see the emergence of a female movement that will develop new models of holding power; ways of implementing effective election strategies and governing by taking into account the female perspective. Today, in the face of women’s protests and their political awakening in Poland, it is a very important, even crucial, and urgent question. Firstly, if the model of authority changed, more women would like to participate in it. Secondly, holding high positions is very important because the world will not become friendly to us, women, until we take positions of power. For that matter, I can recommend Caroline Criado Perez’s recent book Invisible Women. It made a great impression on me, although I’m not a beginner in feminism and I’m aware of how a lot of mechanisms work. Perez describes how for centuries the world was built from the perspective of men, and how women became forgotten in the process. Everything she writes about is founded on data. The conclusion is simple: “we must increase female representation in all spheres of life”. It is a must.
After the elections, I was thinking for a long time about what could be done to change the situation of women at art academies. I remember that for very long I felt thrown back on myself, alienated. I thought that an intercollegiate association should be set up that would offer the possibility of joint meetings and exchange of experiences and observations. The possibility to organise workshops, trainings, conferences. And, above all, it would be a place that would offer support to women – colleagues from other art academies. This is my dream.
1 Prawda jest konkretna. Artystyczne strategie w polityce. Podręcznik, red. F. Malzacher, przeł. E. A. Majewska, K. Szreder, Fundacja Bęc Zmiana, Warszawa 2018.
2 Punkt ten został zrealizowany przez nowego rektora prof. Andrzeja Bednarczyka.
3 Nowi rektorzy wybrani! Kadencja 2020-2024 należy do kobiet, www.pcgacademia.pl, Źródło: https://pcgacademia.pl/aktualnosci/nowi-rektorzy-wybrani-kadencja-2020-2024-nalezy-do-kobiet/ (10.10.2020)
4 Ankieta z 2015 r.
5 Podczas organizowanej przez Uniwersytet Warszawski debaty “Czy Maryja była feministką” dr Hanna Wujkowska na pytanie dlaczego kobieta nie mogłaby być papieżem odpowiedziała: Z powodów fizjologicznych. Tuż przed miesiączką dochodzi do swoistego obrzęku mózgu. Kobiety są tak przepełnione płynami fizjologicznymi, że ciężko im zachować zdrowy rozsądek. Źródło: Kobieta nie może być papieżem, bo ma okres, wprost.pl z dnia 13 marca 2010 r. https://www.wprost.pl/189453/kobieta-nie-moze-byc-papiezem-bo-ma-okres.html (10.10.2020)
6 Caroline Criado Perez Niewidzialne kobiety. Jak dane tworzą świat skrojony pod mężczyzn, Karakter, Kraków 2020.
7 Tamże, s. 387.
1 Truth Is Concrete. A Handbook for Artistic Strategies in Real Politics, ed. Florian Malzacher (Berlin: Sternberg Press, 2014); published in Polish as: Prawda jest konkretna. Artystyczne strategie w polityce. Podręcznik, trans. Ewa Alicja Majewska, Kuba Szreder (Warszawa: Fundacja Bęc Zmiana, 2018).
2 This postulate was implemented by the new rector, Prof. Andrzej Bednarczyk.
3 Nowi rektorzy wybrani! Kadencja 2020-2024 należy do kobiet, www.pcgacademia.pl, Source: https://pcgacademia.pl/aktualnosci/nowi-rektorzy-wybrani-kadencja-2020-2024-nalezy-do-kobiet/ (Accessed 10 October 2020)
4 Survey from 2015.
5 During the debate “Was Virgin Mary a Feminist”, organised by the University of Warsaw, dr Hanna Wujkowska gave the following answer to the question why the Pope could not be a woman: “For physiological reasons. Right before the menstruation something of a cerebral edema occurs. Women are so filled with body fluids that they find it heard to preserve common sense.” Source: Kobieta nie może być papieżem, bo ma okres, wprost.pl, 13 March 2010, https://www.wprost.pl/189453/kobieta-nie-moze-byc-papiezem-bo-ma-okres.html (Accessed 10 October 2020).
6 Caroline Criado Perez, Invisible Women. Data Bias in a World Designed for Men (New York: Abrams Press, 2019), published in Polish as Niewidzialne kobiety. Jak dane tworzą świat skrojony pod mężczyzn, trans. Anna Sak (Krakow: Karakter, 2020).
7 Ibid., p. 314.